Ciepły, lipcowy poranek 2012 roku. Parking przy metrze Marymont w Warszawie powoli zapełnia się nadjeżdżającymi ze wszystkich stron miasta samochodami. Potok przechodniów płynący do podziemi otula zapach świeżo pieczonych bułek z pobliskiej, żoliborskiej piekarni. Tej samej, obok której przed laty przechodziłem codziennie z plecakiem z nadzieją na przeżycie kolejnego dnia w rejonowej podstawówce nr 267. Z podkrążonymi z niewyspania oczami, bólem brzucha po pochłoniętym w biegu kawałku mrożonej pizzy, pełen niepokoju, wstydu i nadziei jednocześnie, czekam na kierowcę auta, które zawieźć ma mnie do jednego z popularnych nadmorskich kurortów w okolicach zatoki gdańskiej. Tam właśnie przez najbliższe 10 dni mam nauczyć się hipnozy. Po około 15 minutach pojawia się małe, czerwone auto a w nim miła, na oko 60-letnia kobieta, która przetransportować ma mnie do świata wiedzy tajemnej, niedostępnej dla ogółu. Wiedzy, która ma sprawić, że zaczaruję siebie i świat by w końcu stał się dla mnie przyjaznym miejscem. Zająwszy miejsce pasażera zaczynam odczuwać pierwsze tego dnia napięcia w ciele. Tiki nerwowe, z którymi zmagam się odkąd pamiętam, nasilają się a w głowie rozpoczyna się małpi koncert pełen chaosu i przerażenia. Zastanawiam się, ile bym dał, by ten wyjazd okazał się przełomowy. Czy to w ogóle możliwe, by – niczym wprawny programista – tak zaktualizować swoje wewnętrzne “oprogramowanie”, by zarówno moje ciało jak i mój umysł w końcu zaczęły funkcjonować płynnie, bez ciągle wyskakujących błędów i przegrzewania procesora? Czy można stać się takim hakerem swojego organizmu, mózgu i emocji?
Okazuje się, że można. Ludzie od tysięcy lat poszukują pomocy zarówno w sferze soma jak i psyche, choć do niedawna ta wiedza była zarezerwowana dla współczesnych szamanów – lekarzy i psychoterapeutów. Dziś, gdy tempo naszego życia jest tak wysokie jak nigdy, napływ informacji i bodźców znacznie przekracza nasze możliwości poznawcze, pogoń za sukcesem często odbija się kosztem dbania o organizm a brak świadomości swoich potrzeb, emocji i reakcji odcina nas jeszcze bardziej od tego, kim jesteśmy – stajemy, jako “uczestnicy” kultury zachodniej, przed nie lada wyzwaniami. Jednocześnie wraz z wymienionymi czynnikami społecznymi zwiększa się sukcesywnie nasze zainteresowanie ciałem i umysłem – a co za tym idzie sposobami wpływania na nie. I tu pojawiają się dwa hasła przewodnie tego artykułu – biohacking oraz hipnoza.
Pierwsze z nich, pochodzące z połączenia słów bio (od biochemii organizmu) oraz hacking (od hakowania, modyfikacji, skracania) oznacza zarządzanie biochemią własnego organizmu poprzez modyfikacje suplementów, diety i codziennych działań, zasad funkcjonowania, stosowania rozmaitych praktyk bądź rytuałów. Wszystko to, by zoptymalizować swoją wydajność – zwiększyć koncentrację, poziom energii, motywację czy regenerację.
W biohackingu olbrzymią uwagę zwraca się na odpowiednio zaprojektowany sposób odżywiania. Poza standardową dbałością o odpowiedni dobór mikro- i makroskładników ważne jest dostarczanie w innowacyjny sposób energii. Stosowanie tzw. intermitten fasting, czyli postu przerywanego (w różnych konfiguracjach czasowych) służy redukcji nadmiaru tkanki tłuszczowej oraz zarządzaniu poziomami insuliny by nie odczuwać senności w ciągu dnia. Z tym wiąże się popularność diety ketogenicznej, wysokotłuszczowej i niskowęglowodanowej która zapewniać ma jasność umysłu i stały poziom energii. Suplementacja (m.in. egzogennymi ciałami ketonowymi), picie bulletproof coffee czyli kawy z olejem MCT a także umiejętne zarządzanie swoją gospodarką hormonalną mają jeszcze bardziej wzmacniać wspomniane korzyści.
Obok diety, dla wprawnego biohakera ważna jest odpowiednia suplementacja. Stosowanie środków nootropowych (zwiększających funkcje kognitywne), adaptogenów (środków roślinnych wspierających pracę układu nerwowego) takich jak chociażby ashwaganda, l-teanina, maca, żeń-szeń czy soplówka jeżowata przynoszą realne efekty w postaci zwiększenia koncentracji, ograniczenia stresu a także łagodzeniu stanów zapalnych w organizmie. Jeśli dodamy do tego zwiększenie poziomu testosteronu, dbanie o higienę snu (poprzez m.in. ograniczenie oddziaływania światła niebieskiego) oraz regularne ćwiczenia np. kalisteniki, czyli z obciążeniem własnego ciała – mamy gotowy przepis na ponadprzeciętną wydolność naszego organizmu.
Jednak by podejść do tematu swojej efektywności holistycznie, należy zadbać również o umysł. Obniżenie poziomu stresu oraz zbudowanie odpowiednich nawyków wydają się tu kluczowe, by żyć na wysokich obrotach i efektywnie zarządzać sobą, maksymalizując korzyści płynące z “uprawniania” biohackingu. I tu z pomocą przychodzi hipnoza, czyli rodzaj oddziaływania na umysł w zmienionym stanie świadomości, jakim jest trans.
Czym jest hipnoza? Jej oficjalna, opublikowana w 2015 roku na łamach Journal of Clinical Hypnosis definicja wskazuje na trzy podstawowe aspekty tego stanu świadomości. Pierwszym z nich jest koncentracja uwagi (tzw. tunelowe myślenie), drugim – zmniejszona percepcja bodźców peryferyjnych (takich jak np. odgłosy zza okna), trzecim zaś – dla wielu najistotniejszym – zwiększona podatność na sugestie. Za największy współczesny ośrodek badający pod kątem naukowym opisywane zjawisko uważa się założone przez E. Hilgarda Laboratorium Badań nad Hipnozą przy Uniwersytecie Stanforda. To właśnie wywodzący się ze Stanford University prof. David Spiegel, na łamach czasopisma “Cerebral Cortex” opublikował wyniki swoich badań nad funkcjonowaniem mózgu stanie hipnozy. Dowodzi w nich, że podczas przebywania w transie hipnotycznym spada aktywność w grzbietowo-przedniej części zakrętu obręczy, stanowiącej fragment tzw. sieci istotność, co skutkuje dysocjacją od czynników zewnętrznych, takich jak chociażby przeszkadzające dźwięk otoczenia. Ponadto “Stan hipnotyczny wywołuje też wzrost siły połączeń pomiędzy grzbietowo-boczną częścią kory przedczołowej a wyspą – strukturą zaliczaną do kresomózgowia. To z kolei pomaga maksymalnie skoncentrować się na sygnałach docierających z ciała.” Dodatkowo, w wyniku osłabienia połączeń między grzbietowo-boczną częścią kory przedczołowej a siecią domyślną u zahipnotyzowanych pacjentów wzrasta podatność na sugestie.
Zakres wykorzystania hipnozy jest bardzo szeroki – od popularnej rozrywki znanej z programów tv, czyli hipnozy scenicznej, przez psychoterapię fobii, zaburzeń związanych z lękiem, problemów psychosomatycznych (jak chociażby zespół jelita drażliwego) aż po hipnoterapię bólu. Jednakże hipnoza stanowić może również doskonałe narzędzie rozwoju. Pomaga utrwalać pozytywne nawyki, zwiększać motywację, pewność siebie, doskonalić umiejętności szybkiego czytania, gry na instrumentach czy uprawiania sportu. Z kolei znajomość autohipnozy, czyli samodzielnego wprowadzania się w trans hipnotyczny i stosowanie w nim narzędzi autoterapeutycznych to podstawowa umiejętność każdego szanującego się biohakera.
Dlatego dziś, po niemal 10-ciu latach od tego lipcowego, żoliborskiego poranka, budzę się rano w doskonałym nastroju, na minutę przed budzikiem. Wstaję z łóżka i – popijając ciepły wywar z soplówki jeżowatej – daję sobie 20 minut na naładowanie się pozytywnymi sugestiami na cały nadchodzący dzień. Czuję, jak moje ciało rozluźnia się, zupełnie pozbawione dawnych tików nerwowych. Lęk zamieniłem na poczucie kontroli, a wstyd na samoakceptację. A to wszystko dzięki temu, że kiedyś zdecydowałem, że hipnoza będzie centrum mojego życia. Zakładam ulubioną koszulę i wychodzę do gabinetu, gdzie przez cały dzień będę pomagał swoim klientom żyć życiem pełniejszym, spokojniejszym, zaspokajającym ich indywidualne potrzeby. Czuję wielką wdzięczność, że mam tę możliwość. Ty też możesz odnaleźć swoje wrota do wewnętrznego spełnienia – a hipnoza może być jednym z kluczy służących do ich otwarcia. Tego Ci życzę, czytelniku. Niech trans będzie z Tobą ! 🙂